Teraz Misiu
Czyli S. zrobiła swoje pierwsze TIRAMISU!
Pół roku we Włoszech, a ja jeszcze się nie zabrałam za typowy włoski
deser? Aż chciałoby się zapytać: dlaczego?
Ze strachu. Podobno prosty deser,
a jednak byłam pełna obaw! Przyznaję się, że głównie przez jajka… Surowe jajka
w deserze nie do końca mnie przekonywały… A bo to choroby a bo to nie wiem. Po
prostu nie i kropka.
Tyle razy próbowałam, był
przepyszny! Musiałam w końcu zmięknąć. Jak się uprę to nie ma zmiłuj. Musi być
tak jak ja chcę i już!
Najpierw idealny przepis. Polskie
strony z przepisami mnie nie przekonywały, zajrzałam na włoskie. I wróciłam na
polskie. Wszystkie przepisy krążą wokół tych samych składników, różnicami są
tylko proporcje. Proporcji z przepisów nigdy się nie trzymam, babcia zawsze
powtarzała „do smaku” „na oko” i to faktycznie najlepsza miarka.
Dlatego sylwestrowy poranek
spędziłam na poszukiwaniach odpowiednich składników. Wyruszyłam z samego rana.
Udałam
się do pierwszego sklepu. 250g serka mascarpone za 12zł, 1 opak. podłużnych
biszkoptów 6zł, 10 jajek 4 zł, Amaretto ponad 30zł. Potrzebowałam ok. 5
opakowań serka, 5/6 opakowań podłużnych biszkoptów i… stwierdziłam, że może
przygotuję coś innego? Nie wydam tylu pieniędzy na deser! Nie dajmy się
zwariować.
Udałam się dok olejnego sklepu.
Brak serka mascarpone. Obrót na pięcie i wyjście.
Sklep numer 3. Opakowanie serka
mascarpone 500g za ok. 8zł, 1 opak. podłużnych biszkoptów za 4zł, 10 jajek za 4
zł. Uhuhu! Jako to ja, zaczęłam podskakiwać w miejscu i tupać nogami ze
szczęścia. I z tego szczęścia przesadziłam! Hihihi kupiłam 2kg. serka, 6
opakowań biszkoptów, 10 jajek. Poleciałam, prawda? Tylko amaretto brak…
Sklep numer 4. Dużo alkoholi!
Muszą mieć Amaretto! Ale ciekawe czy mają biszkopty? O mają! Opakowanie za 3zł!
Biorę 4 na zapas, gdyby brakło. Jedno opakowanie zostało na półce. Samo ma tam
tak stać? Biorę 5 opakowań i idę do kasy. Prawie zapomniałam o Amaretto!
Biszkopty kupione, a Amaretto brak.
Lepiej jadę już do domu. Chyba
jednak wydałam więcej niż planowałam. Jestem tego pewna, gdy ustawiam produkty
na stole w kuchni. OSZALAŁAM! Mam zapas biszkoptów na pół roku…
Okay, nie myślmy o już wydanych
pieniądzach… Wydałam za dużo = więcej godzin w pracy. Oby tylko praca była.
Biorę się za deser. Do
przygotowania dwie porcje.
Rozpoczynam od przygotowania
espresso. Napój mieszam z irish cream. I odstawiam do ostygnięcia.
Drżącymi rączkami oddzielam
żółtka od białek. 8 żółtek + 6 białek. Żółtka ubijam z dwiema płaskimi łyżkami
cukru na puszysty krem. W drugiej misce ubijam białka na sztywno. Żółtka łączę
z 1kg. serka, a później delikatnie mieszam z białkami.
We wcześniej przygotowanej formie
żaroodpornej układałam ściśle nasączone kawą biszkopty. Na to masa serowa.
Kolejna warstwa biszkoptów i kolejna masy. Gotowe! A teraz do lodówki. U mnie
czas leżakowania wyniósł 9godzin. Przepisy w Internecie różnie podawały od
kilku godzin do nawet doby czy dwóch, co było dla mnie zaskoczeniem. Naprawdę?
Jest ktoś u kogo Tiramisu wytrzyma w lodówce 2 doby nietknięte? Szkoda mi tego
kogoś…
Tuż przed podaniem na stół należy
grubo oprószyć kakao.
Smacznego!
p.s. wiecie kiedy minął mój
strach czy deser się udał? Gdy ostatni kawałek zniknął z formy.
Przyznaję się- filmik jest z drugiego podejścia do Tiramisu ;)
Komentarze
Prześlij komentarz