Słodycz bez nazwy

Wczoraj byłam na bardzo smacznej kolacji. Mi przypadł udział w deserze.
Leniwa byłam bardzo... 35 stopni za oknem, brak powietrza, zdecydowanie nie sprzyja inwencją kucharskim w nieklimatyzowanej kuchni.
Dlatego znalazłam leniwą inspirację mille-feuille, wyszukiwarka obrazów podsunęła kilka smacznych rozwiązań. To jednak zaciekawiło mnie najbardziej. Wydawało się, że wszystkie składniki mam w lodówce, więc wyszłoby również tanio. Brakowało tylko owoców. Wybrałam się do sklepu po maliny i jagody albo chociaż borówki amerykańskie. Były tylko truskawki. A ja wpadłam w panikę, że może jednak będzie za mało tylko ten jeden deser, więc standardowo- zakupowo popłynęłam...







Skupmy się na tym deserze.

Składniki:
1,5 blatu gotowego ciasta francuskiego
0,5 kg truskawek

krem:
4 żółtka
50g cukru pudru
20g mąki
250ml mleka
cukier wanilinowy

ciasto rozwałkowałam cieniutko i piekłam do zezłocenia (co było błędem, nie dużym ale jednak. Lepiej zrobiłabym, gdyby ciasto było krócej w piekarniku, nie byłoby tak suche). Truskawki oczyściłam.

krem:
żółtka ubiłam z cukrem pudrem na puszystą masę, po czym dodałam mąkę zmniejszając obroty miksera.
Mleko zagotowałam razem z cukrem wanilinowym. Małym strumieniem dodawałam do masy z żółtek, a gdy wszystko się połączyło przelałam do rondelka i gotowałam na małym ogniu do stężenia (cały czas mieszając).
Krem odstawiłam do ostygnięcia. W między czasie pokroiłam gotowe już ciasto francuskie. 3 kawałki na jedno ciastko.
Pierwszą warstwę delikatnie posmarowałam kremem i ułożyłam na niej truskawki.
Drugą posmarowałam grubiej kremem (gdybym wiedziała, że wyjdzie go tak mało zrobiłabym podwójną porcję, żeby nałożyć więcej kremu).
A trzecią posypałam cukrem pudrem :)




Komentarze

Popularne posty